top of page
Szukaj

Pakistan, część 2. Kuchnia

  • Zdjęcie autora: Grzesiek Szakajlo
    Grzesiek Szakajlo
  • 25 kwi 2020
  • 3 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 3 maj 2020


Kontynuując naszą podróż przez Pakistan pozostańmy jeszcze chwilę przy jej ludzkim obliczu.

Kiedy po raz pierwszy rusza się na taką wyprawę wiele można sobie wyobrażać, wiele wyczytać, wiele zakładać. Można wyrobić sobie swoje własne wyobrażenie jak to będzie. W moim przypadku jednym z większych zaskoczeń był jej rozmach. Nie wiem czy to kwestia pewnej ignorancji z mojej strony czy po prostu zbyt małej świadomości. Niemniej jednak to, że dla naszej 6-osobowej grupy pojawiły 32 osoby obsługi i dwa muły było co najmniej zaskakujące.

Z perspektywy czasu wszystko to nabiera sensu – przecież jest to wielkie przedsięwzięcie. Właśnie wyruszasz na 2 tygodniową wyprawę w miejsce gdzie jedynymi oznakami cywilizacji jest kilka posterunków wojskowych oraz kilka prowizorycznych obozów. Ostatni prysznic widzisz w hotelu w Skardu, ostatnie oznaki prądu z gniazdka są w Askole. Oczywiście, należy oddać władzom Parku Narodowego, że w kilku kolejnych obozach na trasie takich jak Jhola, Paiju czy Urdukas znajdziecie toalety czy prysznice. W wolnym tłumaczeniu są to toi-toi’e, które pełnią funkcje toalety – takiej, która nie pamięta kiedy ostatnio była czyszczona albo prysznica, w którym można się zamknąć z wiaderkiem podgrzanej na ogniu wody. Nie zrozumcie mnie proszę źle – jadąc w wysokie góry, z dala od cywilizacji nikt nie spodziewa się luksusów. W związku z tym jak znajdzie się w miarę czysta toaleta to jest ona niezwykle miłym zaskoczeniem. W końcu nie trzeba iść za kamień 😊

Wróćmy jednak do tematu osób, które idą z nami po to, aby nasza wyprawa miała jakiekolwiek szanse powodzenia. Każdy z nich ma swoją rolę. Nie ma tam osób zbędnych. Kto jest najważniejszy? Ciężko powiedzieć. Ale jak to mówią – przez żołądek do serca! Idzie z nami obsługa kucharska – Kucharz o imieniu Fida, jego pomocnik – Raza i Baqir pełniący rolę ‘kelnera’.

Raza


Baqir


Kelner – brzmi ekskluzywnie prawda? 😊 Tak, trochę tak jest – podaje do stołu, donosi jedzenie kiedy czegoś braknie, sprząta po posiłkach. My nie musimy się o to w ogóle martwić. My skupiamy się na tym, aby pokonywać kolejne odcinki. Na specjalne wyróżnienie zasługuje Fida – najbardziej doświadczony z całej tej trójki.

Fida


Brał udział już w wielu wyprawach. Między innymi gotował dla Adama Bieleckiego czy Denisa Urubko podczas ich poprzedniej wyprawy. Podczas innej eskapady pomagał ratować ludzi po zejściu lawiny. Widział jak Karakorum zabiera życia. Jest przy tym wszystkim świetnym przewodnikiem i przysiągłbym, że nigdy się nie męczy. Ale co najważniejsze – świetnie gotuje. Potrafi, oprócz ‘standardów’ jak makaron czy ryż z pysznym, ostrym, mięsnym sosem przygotować pizzę lub ciasto. A ma do dyspozycji jedynie patelnię i garnek!

Co go najbardziej trapi przez całą wyprawę – nasz brak apetytu. Czy to związany z wysokością na jakiej jesteśmy czy ze zmęczeniem po całym dniu trekkingu. Jeść jednak trzeba, organizm potrzebuje paliwa. Na szczęście smaczne jedzenie pomaga, chociaż trochę przezwyciężyć brak apetytu. Dużo jedzenia zostaje – nie wiadomo, czy to my jemy poniżej normy czy może jednak kuchnia przygotowuje tego trochę za dużo. Na szczęście nie wygląda na to aby coś się marnowało. Wszystko co zostaje w garnku jest szybko rozdysponowane pomiędzy głównych członków naszej pakistańskiej ekipy. A co z resztą? Fida nie przygotowuje jedzenia dla wszystkich – pozostali gotują sobie sami. Rozpalają ogniska i najczęściej, to co widzimy, przygotowują Roti – pakistańskie chlebki z mąki, wody i soli. Łatwe, ale czy pożywne?

Możecie się domyślać jak ograniczone zapasy są podczas takiej wyprawy. Jest tylko to co zostało przyniesione na plecach lub to co przyszło na własnych nogach… Tak koza idzie z nami. Kozy idą z każdą wyprawą. Kozy idą tylko w jedną stronę.

A kurczaki? Kurczaki mają ‘wygodniej’ - są niesione w klatkach. Też w jedną stronę. Jeżeli jesteście mało uważni albo wręcz przeciwnie, przesadnie ciekawi to z łatwością w obozie możecie trafić na moment uboju albo pozostałości po nim. Co do ‘naszej’ kozy to ku zaskoczeniu wszystkich w obozie w Urdukas, w nocy, udało się jej uciec… Cały ranek trwały poszukiwania. Ucieczka kozy to niemały problem. Po pierwsze dlatego, że racje żywnościowe są wyliczone i jej brak znacząco uszczupla nasze zapasy, po drugie taka koza to pewien majątek. Pomimo naszych zapewnień, że jakoś damy radę bez kozy – przecież nasz apetyt i tak pozostawia wiele do życzenia, nasz przewodnik podejmuje decyzję o wysłaniu jednej osoby po drugie zwierzę. Nie był to błahy wysiłek. Przecież byliśmy już kilka dni w drodze. Finalnie, druga koza pojawiła się trzy dni później. Ta nie miała już szansy doczekać kolejnego poranka. Jak się na koniec okazało – jedzenie, które było nam serwowane było zdecydowanie smaczniejsze niż to, które zamówiliśmy w restauracji w Skardu po powrocie. Niesamowite… Wielki ukłon dla szefa kuchni!

Zapraszam do obejrzenia mojej małej ‘kucharskiej' galerii 😊


G.

 
 
 

댓글


© 2020 by GRZEGORZ SZAKAJŁO PHOTOGRAPHY - Fotografia portretowa i okazjonalna, wydruki fotograficzne, wydruki na płótnie

  • Biały Facebook Ikona
  • Biały Instagram Ikona
bottom of page